Uwielbiam słodycze i zdaje sobie sprawę z tego, że jest to mój nałóg- niestety, wiem co mówię. Gdybyśmy mówili o sporadycznej słodkości co jakiś czas byłoby to jeszcze do przyjęcia, ale ja wiem, że mam problem z ilością przyjmowanego codziennie cukru. Od dawna przymierzam się do radykalnej zmiany, ale póki co pomyślnie idzie mi tylko w temacie wyszukiwania alternatyw dla tych niezdrowych, kupnych słodyczy. Nie dość, że poniższy pomysł to alternatywa dla sięgnięcia po coś tuczącego i gotowego, to także zdrowy i sycący posiłek. A co najważniejsze to tylko baza i wstępna propozycja. Ten przepis można modyfikować na milion sposobów i dostosowywać do własnych guścików.
Spróbujcie takiego przekładańca na śniadanie, które można bez problemu przygotować w zakręcanym słoiczku i wziąć do pracy, albo potraktujcie go jako popołudniową przekąskę zamiast tabliczki czekolady ;) 


Postanowiłam, że wrócę do Was niestandardowo- nie z nowym postem, a z konkursem. Jakoś muszę wynagrodzić Wam tą kilkumiesięczną blogową ciszę. O tym co u nas dowiecie się potem- obiecuję, że niebawem pojawi się normalny wpis, a póki co zapraszam Was do lektury regulaminu i udziału w konkursie ;) Mam nadzieję, że nagroda uszczęśliwi jedną z Was, a ja już szczerze zazdroszczę tej, która ją wygra.

Regulamin konkursu:
- Polub @taknieidealni i @motkisplotki na Facebooku
- Polub i udostępnij konkursowy post na Facebooku (jako publiczny)
- Napisz w komentarzu do posta TUTAJ NA BLOGU odpowiedź na poniższe zadanie:
Wymyśl niebanalną nazwę dla gwiezdnej girlandy i napisz dlaczego powinna ona zawisnąć właśnie w Twoim domu.

Czas trwania konkursu:
Konkurs trwa 01-08.03.2016 roku do północy. Po tym czasie zgłoszenia nie będą brane pod uwagę.

Wyłonienie zwycięzcy:
Zwycięzca zostanie wyłoniony 9 marca, a zostanie nim osoba, która spełni wszystkie warunki konkursu i udzieli najciekawszej dla komisji odpowiedzi. Informacja o laureacie pojawi się na blogu w aktualizacji wpisu.

*Pamiętajcie, aby odpowiedzi udzielać na blogu i aby być podpisanym identycznie tak jak na Facebooku, aby nie było wątpliwości co do tożsamości ewentualnego zwycięzcy.

*Nagroda zostanie wysłana przez sponsora do zwycięzcy w ciągu 3 dni od zgłoszenia się do nas drogą e-mailową (wygrany ma na to 7 dni). Wysyłka nagród tylko na terenie RP.


Wszystkie miłośniczki rzeczy pięknych i ręcznie robionych liczę na Was :) Może spodziewacie się właśnie maluszka, którego łóżeczko powinna zdobić właśnie ta girlanda, albo chcecie wprowadzić jakiś nowy akcent do sypialni?! ;) Zasady są banalnie proste, więc nie zwlekajcie i już dziś bierzcie się do roboty ;)

Wiem, że moje czytelniczki to równe babki, które rozumieją, że to konkurs, a nagroda jest tylko jedna, dlatego już dziś zapraszam Was do świata Karoliny z motkisplotki.
Jej szydełkowe cuda już dawno podbiły moje serce, więc może i podobnie będzie z Waszym. 


POWODZENIA !!!!

Edit:
Zwycięzcą zostaje Pani Anna Kokocha.
Gratulujemy!

Prosimy o kontakt e-mailowy lub poprzez wiadomość na Facebooku celem ustalenia szczegółów dotyczących wysyłki nagrody.



P.S. A nowe już niebawem :)







Żyjemy od weekendu do weekendu, trochę jak roboty. Codziennie gnamy za nie wiadomo czym, a poza etatem w pracy resztę czasu spędzamy odhaczając punkty z listy "do zrobienia". Pranie, sprzątanie, gotowanie, zakupy. Która z nas tego nie zna?! Czasami brakuje już chęci, a częściej siły, żeby zrobić coś tylko dla siebie. Jedyne o czym marzysz to gorąca kąpiel, ciepła flanelowa piżama i wygodne łóżko. Rzecz jasna to ostatnie traktujemy bardzo przedmiotowo ;) Oczywiście z reguły mamy o to do siebie pretensje- każda z nas ma świadomość tego jak powinna dbać o związek, ale natłok codziennych obowiązków, a często i problemów sprawia, że ostatnia rzecz o jakiej myślimy to koronkowa koszulka nocna i harce do rana- no dobra może uogólniam, ale idzie zima i ja się publicznie przyznaję, że wieczorami totalnie wymiękam :D Perspektywa wczesnej pobudki do pracy, albo nocnych pobudek na karmienie naszego dziecka wygrywa w starciu z innymi potrzebami. Nasze relacje i chwile tylko we dwoje odkładamy na później... na kiedyś. A może warto, żeby to kiedyś było właśnie dziś?! Życie przecieka nam przez palce, czas pędzi nieubłaganie, a my wiecznie znajdujemy wymówki, które utrudniają nam realizację obietnic danych samemu sobie. Znacie to?! ;)

     A gdyby tak gorącą kąpiel w wannie zamienić na wspólną kąpiel w jacuzzi, flanelową piżamę na koronkowe cudo, a wygodne łóżko na luksusowy apartament pełen wielu wygodnych miejsc? ;) Brzmi cudownie? I powiem Wam jedno: to wcale nie musi pozostać w sferze marzeń- wystarczy chcieć!

Pełnimy codziennie milion życiowych ról zapominając przy tym często o samych sobie. Jesteśmy mamami, żonami, paniami domu, ale przede wszystkim jesteśmy kobietami. Tymi właśnie, które żeby normalnie funkcjonować, spełniać się w domu i czerpać z tego satysfakcję potrzebują od czasu do czasu kilku ważnych rzeczy. Po pierwsze uwagi, po drugie docenienia, po trzecie adorowania, a po czwarte odpoczynku o codziennej rutyny ;)  Tylko kiedy te potrzeby zostaną zaspokojone wstępuje w nas prawdziwa energia, kochamy cały świat (no prawie :D), a sprzątanie rozrzuconych rzeczy przez dzieci, czy męża nie przyprawia nas o atak złości. Niby tak niewiele, a całkiem zmienia nasze spojrzenie na otaczający świat. Tak, tak drodzy Panowie ;)
W związku z tym, że rzadko pozwalamy sobie na takie dłuższe chwile tylko we dwoje staramy się, żeby były one jakościowo jak najlepsze. Wiadomo, że najważniejsza jest atmosfera jaką sami sobie stworzymy i wspólnie spędzone chwile, no ale przecież nie zaszkodzi jak to wszystko będzie się działo w pięknych okolicznościach ;) Pewna doza zdrowego egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Miejsce naszego weekendu na gigancie było nieco narzucone z góry- właśnie w tym czasie odbywało się spotkanie POZNAŃmy 4.0 się, w którym miałam okazję uczestniczyć- Poznań spadł nam więc trochę z nieba :) Oboje z moim K. uwielbiamy to miasto, więc poznawanie kolejnych jego zakątków to dla nas czysta przyjemność. Wiedzieliśmy od początku, że zależy nam na miejscu, które zaspokoi nasz apetyt na wiele atrakcji na miejscu. Mieliśmy ochotę na relaks w samym kompleksie- zwiedzanie poznańskiej starówki i okolicznych knajpek odłożyliśmy w czasie. Jak już wspominałam takie chwile tylko we dwoje to sporadyczny luksus (to dopiero drugi nasz wypad odkąd Nela jest z nami), w związku z czym chcieliśmy poczuć się w pełni zaopiekowani i dopieszczeni- ot taka diametralna zamiana ról- tylko rodzice to zrozumieją :D Mieliśmy ochotę liznąć odrobiny luksusu ale bez niepotrzebnego zadęcia. City Park Hotel idealnie wpasował się nasz weekendowy zamysł. Zarówno każde z nas osobno, jak i wspólnie znaleźliśmy tutaj wszystko, czego było nam trzeba. Ale po kolei ;)

POKOJE
A właściwie apartamenty. Przestronne, w pełni wyposażone, wykończone w najdrobniejszym szczególe. Sprawiają wrażenie prywatnych miejskich mieszkań- łazienka, aneks kuchenny, przestronna szafa, kącik wypoczynkowy, kącik do pracy, strefa jadalniana i sypialniana. No i kwestia najważniejsza- łóżko ;) Przyznam szczerze, że tak wygodnego materaca nie mam nawet we własnej sypialni- niestety. W naszym pokoju można było zasypiać z gwiazdami i budzić się ze słońcem jak widać na zdjęciach ;)






















WELLNESS & SPA
Do naszej dyspozycji był basen 12m/5m z przeciwprądem, jacuzzi z kaskadą wodną, sauna fińska i infrared, łaźnia turecka, grota lodowa, łóżko opalające i sala cardio. Brzmi nieźle prawda? ;) Te wszystkie atrakcje w zupełności wystarczyły, żebyśmy mogli w pełni się relaksować. No ale... Jak na prawdziwą kobietę przystało nie mogłam przejść obojętnie obok dodatkowych zabiegów, które wykonują specjaliści z Bali i Filipin. Podczas, gdy Mąż odpoczywał w jacuzzi skorzystałam z cudownych rąk masażystki i wybrałam się na peeling balijski- relaks w blasku świec, z którego skorzystała nie tylko moja dusza, ale i ciało. Wróciłam do mojej brzydszej połówki gładka, niczym pupa niemowlęcia ;) Chociaż muszę się Wam do czegoś przyznać- było na tyle przyjemnie i magicznie, że wcale nie miałam ochoty opuszczać salonu masażu :D


















JEDZENIE
Na terenie całego obiektu znajdowało się kilka knajpek, ale my zdecydowaliśmy się odwiedzić restaurację Cucina, która mieściła się na parterze budynku, w którym mieliśmy pokój. Przynajmniej mogliśmy zejść niemalże w kapciach ;) Zarówno smakosz niezwykle wyrafinowanej kuchni (od dziczyzny po owoce morza), jak i zwykły zjadacz polskiego chleba znajdzie coś dla siebie (serwują rewelacyjne pizze i pasty). Profesjonalna obsługa, krótki czas oczekiwania (w niecałe 10 minut od zamówienia dostaliśmy nasze dania) i przede wszystkim świetne jedzenie to najlepsza rekomendacja.
W tej samej restauracji serwowane są codziennie śniadania w formie bufetu. Ten posiłek to dla mnie poniekąd wyznacznik jakości hotelowych usług- nie zawiodłam się i w tej kwestii. Na pewno nie wyjdziecie stamtąd głodni- my wyszliśmy okrągli ;) Ale wiecie jak to jest... no żal nie posmakować... prawie wszystkiego :D





















WHISKY BAR 88 & CIGAR LOUNGE
To głównie raj dla Panów, ale nie tylko. Wprawdzie Mój Mąż w recenzji tego miejsca okazałby się bardziej kompetentny ode mnie, to ja zrecenzuję je po babsku- świetny wystrój, sympatyczni barmani i pyszne drinki. Spędziliśmy tam naprawdę miły wieczór, chociaż mój Mąż, gdyby tylko mógł zabawiłby tam znacznie dłużej ;) Ale wiecie... to z racji swojej pasji do whisky :D











Tego właśnie potrzebowałam. Całkowitego resetu i braku pośpiechu. Innego spojrzenia na siebie nawzajem i naszą codzienność. Odcięcia się od codziennych obowiązków, trosk, gonitwy myśli. Potrzebowałam tego tak bardzo. Tych pocałunków, dotyku i splecionych dłoni, których nie musimy w pośpiechu rozplatać, bo akurat stoi między nami mały zazdrośnik ;) 
Takie chwile są bezcenne. Uświadamiają nam zazwyczaj jak wiele mamy, a często tego nie doceniamy. Jak niepotrzebnie się spalamy i zatracamy w codziennej gonitwie. Uzmysławiają coś o czym czasem w pośpiechu zapominamy- najważniejsze co w życiu mamy to siebie nawzajem. Chłonę garściami każdą sekundę tych chwil we dwoje, a potem odtwarzam je miliony razy w myślach. I uśmiecham się. Całe moje serce się śmieje. Niby tak niewiele mam, a tak wiele. 


P.S.
Jeżeli nie macie z kim zostawić Waszych maluchów, a także marzy Wam się czas w takim miejscu to niech nie będzie to przeszkodą. W restauracji jest specjalnie wydzielona strefa dla malucha, a na terenie obiektu znajdziemy też plac zabaw. Wasz maluch w hotelowym basenie odnajdzie się zapewne również dobrze, jak Wy ;)





W kwestii mięsa zapewne nie różnimy się za wiele od statystycznej polskiej rodziny. Najczęściej na naszym stole gości drób, później wieprzowina, a najrzadziej wołowina. Oczywiście zdarza nam się zjeść bezmięsny obiad chociażby w postaci pierogów, czy naleśników, ale każda posiadaczka Męża, Chłopaka, Narzeczonego, etc. wie, że ciężko zadowolić faceta obiadem bez mięsa. My to się najemy, ale oni ?! :D W związku z tym dzisiaj pomysł na danie jak najbardziej mięsne, które zapewne zadowoli nie tylko płeć męską. Przepis na to danie przewija się w mojej rodzinie już od dawien dawna, i mimo, że nie ma w nim nic ekskluzywnego jest dla mnie tak smaczny i wyjątkowy, że przyrządzamy je sobie od święta. W związku z czym dzisiaj nie mogło być inaczej ;) I teraz uwaga: przepis, wykonanie i nawet zdjęcia to dzieło mojego Męża, więc wiecie... musimy to docenić :D

Składniki:
- polędwiczka wieprzowa- ok. 500g
- pieprz zielony ziarnisty
- 1 średnia cebula
- 2-3 ząbki czosnku
- masło
- śmietana kwaśna 18%
- mąka, woda, mleko- do beszamelu
- pieprz czarny mielony
- sól
- oliwa




A teraz po kolei...
Czosnek w łupinach podsmażamy na patelni. Jak tylko go przyrumienimy i wydobędziemy aromat wyrzucamy czosnek i na tym aromatycznym tłuszczu obsmażamy mięso po 1 minucie z każdej strony (umyte, osuszone, przyprawione). Następnie do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika wkładamy polędwiczki w naczyniu żaroodpornym na 18-20 minut (stopień wysmażenia zależy od preferencji). Po tym czasie wyciągamy polędwiczki i pozwalamy, żeby odpoczęły kilka minut.
    W międzyczasie na patelnię po polędwiczkach (nie myjemy jej) wrzucamy ok. łyżkę masła i cebulę pokrojoną w kostkę- zarumieniamy. W naczyniu obok ucieramy masło, mąkę i mleko, następnie hartujemy płynem z patelni i wylewamy na patelnię. Doprawiamy solą i rozgniecionym w moździerzu pieprzem (gwiazda sosu)- ilość pieprzu zależy od naszych upodobań.
    A teraz najlepsze. Wylewamy sos na talerz, układamy na nim pokrojone w 1,5-2 cm plastry polędwiczki i podajemy z kopytkami albo gnocchi. 





Zapewniam Was, że to przepyszne danie podbije serce Waszej drugiej połówki, ale świetnie nada się też na rodzinny obiad, czy kameralną kolację w gronie znajomych.


SMACZNEGO!!!




Mówi się, że pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, a trzeci dla siebie. Nie da się ukryć, że coś w tym jest. Gdybym dostała dzisiaj klucze do nowego mieszkania to zapewne wiele rzeczy urządziłabym i zrobiłabym inaczej, aniżeli mam aktualnie w domu. Ale wszystko przede mną, bo nie ukrywam, że marzy mi się domek za miastem i mam nadzieję, że to marzenie uda się kiedyś zrealizować ;) A jaki będzie? Nie wiem do końca, ale wiem co na pewno w nim będzie... nasze ukochane biele i szarości, cegła, naturalne materiały: drewno, wiklina, rattan, przytulne tkaniny... Ahh rozmarzyłam się. Ale wracając na ziemie.... Żeby zbliżyć się do tych moich wnętrzarskich ideałów,a jednocześnie czuć się dobrze w miejscu, które służy absolutnemu odpoczynkowi musiałam przeprowadzić mała sypialnianą metamorfozę.